Nic nie dzieje się przypadkiem
Śniłam. Śniłam o tym, że ktoś mnie gonił. Zamazał mi się obraz. Usłyszałam śmiech. Krzyki. I potem...Czarne oczy. Idealnie czarne, jak tunele. Przewiercające mnie na wylot. JEGO dotyk. Nie zamykaj oczu! Błagam nie zamykaj oczu!
Moje ciało mnie nie posłuchało. Wszystko zaczęło się zamazywać. Ostatnie oddechy i cały senny świat zbił się jak szyba, na drobne kawałeczki.
- Marlene Way! WSTAWAJ! Natychmiast! Czy ty chcesz żebyśmy na stare lata zawału przez ciebie dostali!? Wyglądałaś, jakbyś była w śpiączce! - Niesamowite, że ciotka powiedziała to wszystko na jednym tchu.Tak samo wyraźnie wyrażała swoje myśli gdy oznajmiła mi, że zostałam porzucona. I że nie jestem ich prawdziwą córką. Właściwie to wogóle nie byłam ich córką... no bo w końcu nazywałam ich "ciociu" i "wujku". Zresztą Diana zawsze mówiła to, co myśli.
- Yhym. - mruknęłam. - Już wstaje.
Podciągnęłam się na nogi i poczłapałam do kuchni.Unosił się tu miły zapach tostów i kawy. Tostów z dżemem. Pychota!
- Cześć wujku!
- Cześć kochanie.- ziewnął przeciągle mężczyzna siedzący na przeciw mnie na wysokim krzesełku barowym. Czytał gazetę. - Chcesz tosta? Przeciwśpiączkowego. - Spojrzał się na mnie i posłał mi miły uśmiech. Taaaaak. Zdecydowanie ciocia Diana przesadziła.
- Poproszę. - odwzajemniłam uśmiech.
- Dobrze, to zmykaj a ja ci zrobię. - powiedział wstając od wysepki na środku kuchni.
Ja też wstałam. Zeskoczyłam ze stołka i pobiegłam do swojego pokoju. To było naprawdę miłe miejsce, oprócz porozwalanych ciuchów, papierków i różnych innych rzeczy. Ale tak naprawdę były częścią tego miejsca, pomyślałam.
Popatrzyłam żałośnie na szafę. Nigdy nie miałam się w co ubrać. W końcu zdecydowałam się na miętowy top oraz postrzępione, wytarte shorty. Słodko. Przejrzałam się w lustrze. Moje karmelowe loki opadały kaskadami na ramiona, sięgając mi za piersi. Idealnie komponowały się z moją bluzką która podkreślała moje zielono-niebieskie oczy. Były dokładnie tego koloru. Nieokreślonego.
Jeszcze raz spojrzałam na siebie. Byłam wysoka, chuda i blada. Tiaaa... o opaleniźnie mogłam zapomnieć. Zamiast tego w obfitości byłam pokryta piegami. No, okey. Może trochę przesadziłam, ale miałam ich sporo.
Wyszłam, biorąc ze sobą dużą dżinsową torbę i zamkając drzwi do swojego pokoju, skierowałam się do kuchni. Na stole leżały moje ulubione tosty z dżemem. I sok pomarańczowy. Zrzuciłam torbę na ziemię i wgryzłam się w chleb.
- Dzięki. - powiedziałam połykając kolejny kęs. - Naprawdę. Co ja bym bez was zrobiła? - Strasznie ich kochałam. Może i nie łączyło nas pokrewieństwo, ale bardzo, bardzo ich kochałam. Byli moją jedyną rodziną. Oprócz dwóch przyjaciółek.
- Oj, Lenny. Zginęłabyś bez nas. - powiedziała ciocia Diana, wychodząc z łazienki. Była już gotowa do pracy i jak widać już się uspokoiła skoro zwracała się do mnie zdrobnieniem.
Skończyłam śniadanie, podnosząc moje torbę z podłogi i uściskając ich wyszłam.
- Do zobaczenia! - krzyknęłam na pożegnanie i już zbiegałam po okrągłej klatce schodowej.
Gdy znalazłam się na dworze, wyciągnęłam białe, małe, douszne słuchawki i puściłam muzykę. Akurat leciało "It's Time".
Pogoda była ładna. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie i odbijało się od szyb wieżowców w dalszej części miasta. Skręciłam w główną ulicę. Kręciło się tu sporo ludzi.
Nagle spostrzegłam w tłumie znajomą twarz. Nie widziałam jej od kilku miesięcy. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Podobno jej mama zachorowała i dziewczyna już nie wróciła do szkoły.
Clary Fray.
Swietne! Kiedy kolejny rozdziałek? ^^
OdpowiedzUsuńLowciam. Kiedy następne?
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie jutro albo pojutrze ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńzapowiada sie ciekawie chociaż akcja nie toczy sie zbyt wartko (na razie)
OdpowiedzUsuńMasz racje, na razie nie ale dopiero się rozkręcam ;)
UsuńSuper ! Będę częściej wpadał :3
OdpowiedzUsuń