poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział I

Nic nie dzieje się przypadkiem

     Śniłam. Śniłam o tym, że ktoś mnie gonił. Zamazał mi się obraz. Usłyszałam śmiech. Krzyki. I potem...
Czarne oczy. Idealnie czarne, jak tunele. Przewiercające mnie na wylot. JEGO dotyk. Nie zamykaj oczu! Błagam nie zamykaj oczu! 
     Moje ciało mnie nie posłuchało. Wszystko zaczęło się zamazywać. Ostatnie oddechy i cały senny świat zbił się jak szyba, na drobne kawałeczki.
     - Marlene Way! WSTAWAJ! Natychmiast! Czy ty chcesz żebyśmy na stare lata zawału przez ciebie dostali!? Wyglądałaś, jakbyś była w śpiączce! - Niesamowite, że ciotka powiedziała to wszystko na jednym tchu.Tak samo wyraźnie wyrażała swoje myśli gdy oznajmiła mi, że zostałam porzucona. I że nie jestem ich prawdziwą córką. Właściwie to wogóle nie byłam ich córką... no bo w końcu nazywałam ich "ciociu" i "wujku". Zresztą Diana zawsze mówiła to, co myśli.
     - Yhym. - mruknęłam. - Już wstaje.
     Podciągnęłam się na nogi i poczłapałam do kuchni.Unosił się tu miły zapach tostów i kawy. Tostów z dżemem. Pychota!
     - Cześć wujku!
     - Cześć kochanie.- ziewnął przeciągle mężczyzna siedzący na przeciw mnie na wysokim krzesełku barowym. Czytał gazetę. - Chcesz tosta? Przeciwśpiączkowego. - Spojrzał się na mnie i posłał mi miły uśmiech. Taaaaak. Zdecydowanie ciocia Diana przesadziła.
     - Poproszę. - odwzajemniłam uśmiech.

     - Dobrze, to zmykaj a ja ci zrobię. - powiedział wstając od wysepki na środku kuchni.
     Ja też wstałam. Zeskoczyłam ze stołka i pobiegłam do swojego pokoju. To było naprawdę miłe miejsce, oprócz porozwalanych ciuchów, papierków i różnych innych rzeczy. Ale tak naprawdę były częścią tego miejsca, pomyślałam.
     Popatrzyłam żałośnie na szafę. Nigdy nie miałam się w co ubrać. W końcu zdecydowałam się na miętowy top oraz postrzępione, wytarte shorty. Słodko. Przejrzałam się w lustrze. Moje karmelowe loki opadały kaskadami na ramiona, sięgając mi za piersi. Idealnie komponowały się z moją bluzką która podkreślała moje zielono-niebieskie oczy. Były dokładnie tego koloru. Nieokreślonego.
     Jeszcze raz spojrzałam na siebie. Byłam wysoka, chuda i blada. Tiaaa... o opaleniźnie mogłam zapomnieć. Zamiast tego w obfitości byłam pokryta piegami. No, okey. Może trochę przesadziłam, ale miałam ich sporo.
     Wyszłam, biorąc ze sobą dużą dżinsową torbę i zamkając drzwi do swojego pokoju, skierowałam się do kuchni. Na stole leżały moje ulubione tosty z dżemem. I sok pomarańczowy. Zrzuciłam torbę na ziemię i wgryzłam się w chleb.
     - Dzięki. - powiedziałam połykając kolejny kęs. - Naprawdę. Co ja bym bez was zrobiła? - Strasznie ich kochałam. Może i nie łączyło nas pokrewieństwo, ale bardzo, bardzo ich kochałam. Byli moją jedyną rodziną. Oprócz dwóch przyjaciółek.

     - Oj, Lenny. Zginęłabyś bez nas. - powiedziała ciocia Diana, wychodząc z łazienki. Była już gotowa do pracy i jak widać już się uspokoiła skoro zwracała się do mnie zdrobnieniem.
     Skończyłam śniadanie, podnosząc moje torbę z podłogi i uściskając ich wyszłam.
     - Do zobaczenia! - krzyknęłam na pożegnanie i już zbiegałam po okrągłej klatce schodowej.
     Gdy znalazłam się na dworze, wyciągnęłam białe, małe, douszne słuchawki i puściłam muzykę. Akurat leciało "It's Time". 
     Pogoda była ładna. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie i odbijało się od szyb wieżowców w dalszej części miasta. Skręciłam w główną ulicę. Kręciło się tu sporo ludzi. 
     Nagle spostrzegłam w tłumie znajomą twarz. Nie widziałam jej od kilku miesięcy. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Podobno jej mama zachorowała i dziewczyna już nie wróciła do szkoły. 
     Clary Fray.

7 komentarzy: