piątek, 24 października 2014

Zmartwychwstanie?

Hejka Shadowhunters! 

UWAGA! PRZECZYTAJ DO KOŃCA!

     Wiem. Nie musicie nic mówić. Umarłam? Zaginęłam podczas polowania na demony? Hmmm... Można by powiedzieć, że wyjechałam do Idrisu... 
   
     Ta.. nowy rok się zaczął i druga klasa daje popalić. Na nic nie mam czasu. Na pisanie, na czytanie, nawet na podstawowe czynności. Więcej się tłumaczyć nie będę bo nie ma po co. Przyznaje w pewnym momencie po prostu mi się nie chciało. I blog prawie na 3 miesiące martwy. Nie to co Jace.
     Eh, gdyby to było takie łatwe to bym się nie poddała po takim terminie. Chce pisać. Ale nie wiem czy mam czas i przede wszystkim czy Wy tego chcecie. Nie porzuce bloga jeśli znajedzie się choć garstka osób które będą chciały czytać te moje wypociny :)
     Tak więc apeluje. I przepraszam. A apeluje by osoby które jakoś wybaczą mi moje zaniedbanie napisały pod tym postem, że chcą czytać, że chcecie żebym kontynuowała historie Lenny.
     Czekam, zobaczymy czy jeszcze ktoś pamięta o tej kupie pikseli.

~~Wasza <okropna, głupia, leniwa> Shadow (bo angel to na pewno nie xd)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział V

Powrót na stare mury

     Poczułam lekkie kołysanie i brak oparcia. Ktoś mnie niósł. Nie miałam siły patrzeć kto to. Było mi wszystko obojętne. Wciąż czułam słone łzy na policzkach, szorstki dotyk wykładziny na korytarzu Instytutu. Byłam bezsilna i nie obchodziło mnie już co się stanie. Straciłam kontrole nad własnym życiem. Z każdą odpowiedzią pojawiały się nowe pytania. Kiedyś zastanawiałam nad tym jak zdesperowani byli ludzie popełniający samobójstwa. Nie mogłam ich zrozumieć, ale teraz pojęłam. Teraz sama znalazłam się na krawędzi.
     Osoba która wcześniej podniosła mnie z ziemi położyła mnie na łóżku. Spod przymrużonych powiek zobaczyłam błysk noża leżącego na szafce. Prawdopodobnie osoba która mnie tu przyniosła nie miała złych zamiarów. Ale ja nie myślałam jasno w tej chwili.
     Chwyciłam broń i jednym ruchem podniosłam się z łóżka. Nie wiedziałam skąd nagle we mnie ta adrenalina, bo przed sekundą nie chciało mi się nawet myśleć. Odskoczyłam do tyłu zeskakując z łóżka. Przez sobą, po drugiej stronie mebla zobaczyłam chłopaka o intensywnie niebieskich oczach i włosach jak atrament. Alec.
     Wyciągnął ręce przed siebie i zbliżył się o krok. Cofnęłam się. Właściwie, to nie miałam pojęcia co zamierzam dalej zrobić. Widziałam w jego spojrzeniu zaskoczenie, podziw, współczucie. Nie zastanawiając się obróciłam ostrze i wbiłam je w siebie. Poprawka. Próbowałam wbić, bo broń odskoczyła ode mnie, tak, że ledwo utrzymałam ją w dłoniach. Spróbowałam jeszcze raz.
     Za trzecim razem już nawet nie chciałam się zranić. Patrzyłam w zdumieniu jak nóż przelatuje przez pokój i wbija się w drewnianą podłogę, tuż obok Jace'a, który właśnie otworzył drzwi.
     - Co tu się do cholery dzieje?! - chłopak trzymał w ręku serafickie ostrze, broń Nefilim. Patrząc na nie, zorientowałam się, że nóż który przed chwilą trzymałam w rękach również był seraficki. Widocznie Alec trzymał broń na wierzchu. Pff, Nocni Łowcy.
     Popatrzyłam dookoła i dopiero teraz zauważyłam, że klęczę na kolanach z rękami wyciągniętymi przed siebie. Na mojej twarzy nadal malował się szok. Była zdezorientowana.
     - Na Anioła, Lenny! Nic ci się nie stało? - Clary, która właśnie przedostała się pod ramieniem Jace'a, popędziła w moją stronę.
     Dopadła mnie, odpychając Aleca i biorąc mnie w ramiona. Byłam kompletnie zaskoczona tym gestem. To było takie... siostrzane. Pozwoliłam by choć trochę ukoiła mój ból i smutek. Rozpłakałam się. Płakałam jak dziecko. Łzy znów płynęły po mojej piegowatej twarzy. Chciałam przestać myśleć i zapomnieć o dręczących mnie pytaniach.
     Moje karmelowo-złote włosy mieszały się z jej wściekle rudymi lokami. Fakt, gdyby ktoś na ulicy spotkał nas razem mógłby nawet wziąć nas za siostry. Mimo, że byłam młodsza o kilka miesięcy, przewyższałam wzrostem Clary. Niewiele, ale jednak widocznie. Obie byłyśmy blade i piegowate. A i oczy, Clary idealnie, szmaragdowozielone, a moje z odcieniem turkusu. Tylko włosy robiły największą różnice. Moje loki były gładkie, spływały falami, a ona miała burze małych czerwonych loczków.
     Poczułam się trochę lepiej. Odsunęłam się od niej trochę i wytarłam mokre policzki. Rozejrzałam się po pokoju. Poza wyciągniętymi ciuchami i różnymi innymi rzeczami, nie zauważyłam nic. No fakt, nie była to zwyczajna jaskinia nastolatka. Co prawda leżały tu pudełka po chińskim jedzeniu i takie tam, ale idę o zakład, że tylko Nefilim i seryjni mordercy mają broń (najróżniejszych gatunków) porozrzucaną po całym pokoju. I najdziwniejszy był brak obecności chłopców. Gdzie oni się podziali?
     - Poprosiłam ich, żeby zostawili nas same. - powiedziała Clary, jakby przeczuwając co myślę.
     Uśmiechnęła się, próbując dodać mi otuchy. Odbudowywała mury starej znajomości i świetnie jej się to udawało. Wiedziałam, że mogę jej zaufać. Bo to była ona. Zresztą, przecież przeżyła to co ja, prawda?
     - Wiem jak ci jest trudno. - zaczęła.- Są rzeczy w które ciężko uwierzyć, a jeszcze trudnej zrozumieć. Ale to właśnie jedna z nich. Musisz wiedzieć jak dużo znaczysz. Ile znaczy każdy z nas. I że mimo wszystko jesteś nam potrzebna.
     Westchnęłam. Moje życie wywróciło się do góry nogami i nie miałam nad tym kontroli. Diana powiedziała: "Nie zatrzymam ciebie i twojego przeznaczenia." Miała rację. Ani ona, ani ktokolwiek inny. Nawet ja.
     - Czyli... co się stało? Po tym wybuchu. W moim domu. - po raz pierwszy od powrotu do Instytutu starałam się zachować zimną krew.
     - Wybuch spowodowały demony, z gatunku: małe, złośliwe i zachodzą za skórę. Takie zwykle służą Wielkim Demonom lub Czarnoksiężnikom. Ale przypuszczamy, że to i tak był Sebastian. Jace pozbył się ich zanim zniszczyły cały dom. Mówił, że twoja ciotka się ucieszyła. Podobno twierdziła, że i tak miała zamiar zrobić remont. - Mimo wszystko zaczęłam chichotać. Jace pewnie żartował, ale znając Dianę... cóż powiedzmy, że to było bardzo możliwe.
     - A więc jaki werdykt? - spytałam. Clary spojrzała na mnie pytająco. - Kim jestem?
     - Jesteś wspaniałą nastolatką z Brooklynu. - uśmiechnęła się, a ja spojrzałam na nią spode łba. - Jesteś jedną z nas. Jesteś Nocnym Łowcą.

 ***

     Clary miała rację. Byłam Nocną Łowczynią. Zew broni był dla mnie nie do odparcia. Dziwne, że dopiero teraz to czułam, chociaż... nigdy nie przebywałam w pomieszczeniu tak obwieszonym bronią. Pokój Aleca się przy tym chował. To miejsce było wprost stworzone do ćwiczeń!
     Dopiero tutaj, w zbrojowni, zaczynałam rozumieć Nefilim. Krew anioła wzywała. Trzymanie broni na szafce było naturalnym odruchem choć i tak żaden demon nie zaatakowałby Instytutu.
     Chwyciłam sztylet znajdujący się najbliżej mnie i zaczęłam ćwiczyć rzuty. Na początku szło mi słabo, ale już po kilku próbach trafiłam w środek tarczy. I znowu, i znowu. Obróciłam się, wzięłam zamach i agresywnie zaatakowałam drewniane kukły. Patrzyłam jak roznoszę je na strzępy. Pozwoliłam zdać się na instynkt. Włożyłam w to całą pasję i zatraciłam się w maltretowaniu manekinów. W końcu zrobiłam sobie przerwę by otrząsnąć się, jak z transu. Clary tylko stała i patrzyła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie, aż ona się odezwała.
     - Hmm, widać, że walka to twój żywioł. Chcesz poćwiczyć ze mną? - pokiwałam głową.
     Moja przyjaciółka, ośmieliłam się odnowić ten zwrot, obróciła się i... i znów się obróciła, mierząc mnie wzrokiem.
     - Chyba najpierw musisz się przebrać. Zresztą ja też. - spojrzałam na siebie. Byłam w czarnej koszuli i majtkach. Taaa, najlepszy strój to zabijania drewnianych kukieł, nie ma co. - Właściwie... to skąd masz tę koszulę? - zatkało mnie. Przypomniały mi się słowa Jonathana. "A moją koszulę możesz zatrzymać." Nie, błagam, nie mogę teraz o nim myśleć. Nawet nie jestem pewna czy to był on! Nie mogłam, nie chciałam im o tym powiedzieć. Ja...
     - ... znalazłam ją u mnie w pokoju - odparłam zgodnie z prawdą. Clary przymrużyła oczy, ale nic nie powiedziała. 
     Podeszła do kufra w rogu sali i wyjęła z niego czarny, skórzany strój. Podała mi go. Był sztywny i równocześnie tak dobrze dopasowany, że mogłabym robić w nim wszystko. Śliski dotyk i zapach skóry działały na mnie kojąco. 
     - Słuchaj Clary... - zaczęłam. - Nie mam tutaj żadnych ciuchów i chciałam się zapytać, czy mogłabyś mi coś pożyczyć? 
     - Jasne! Chodź, pójdziemy do mojego pokoju, przebierzemy się i zobaczymy co da się zrobić. Trening może poczekać. - wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Gdy doszłyśmy do jej drzwi wyjęła metalową rurkę i zaczęła nią kreślić wzory na drewnie.
     - Co to? - spytałam.
     - To stela. Do rysowania runów. - nacisnęła klamkę.
     Pokój nie wydawał nie zamieszkany. Wyglądał prawie tak jak mój. Było tu parę drobiazgów, ale nic oprócz tego. Spojrzałam na dziewczynę.
     - Spokojnie. To taki mój schron. Normalnie mieszkam z Lukiem i mamą, ale tu mam swoje rzeczy gdy przychodzę do Instytutu. - podeszła do dużej szafy i otworzyła ją. Moim oczom ukazała się całkiem nie mała kolekcja ubrań. - Wybierz sobie coś. - zachęciła mnie Clary.
     - Serio? Mogę sobie coś wybrać? Tak po porostu? - zaśmiałam się, a ona mi zawtórowała.
     - Jasne, że tak, przecież to żaden problem. Musisz mieć w co się ubrać. Wybierz sobie coś a potem leć pod prysznic.
     Postanowiłam skorzystać z jej propozycji i gdy skompletowałam swoją szafę, schowałam się w łazience biorą ze sobą strój bojowy. Rozebrałam się i weszłam pod strumień wody. Stojąc w mgiełce wywołanej przez ciepłą parę zastanawiałam się co było powodem zachowania Clary. I dopiero teraz zorientowałam się, że ona, przez cały ten czas nawet nie zapytała się o to co się stało u Aleca. To było niepokojące, ale jednocześnie byłam jej wdzięczna, że nie nalegała na mnie.
     Wyszłam spod wody i osuszyłam się ręcznikiem. Następnie włożyłam stój bojowy. Był na mnie idealny, przylegał do ciała i wyszczuplał mnie. Poczułam się pewniej.
     Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Clary siedzącą na łóżku. Wydawała się zamyślona.
     - Dlaczego to robisz? - spytałam, a ona popatrzyła na mnie.
     - Co robię?
     - To wszystko. Pomagasz mi, pocieszasz mnie, opiekujesz się mną. Mówicie, że jestem Nocnym Łowcą. Możliwe, ale czy Łowca nie powinien być silny? Ja nie wykazałam się siłą. Płaczę, czuję się zagubiona, chce... chciałam się stąd wydostać. To nie jest oznaka siły.
     - Postawiłaś na swoim, wtedy w bibliotece. I jestem pewna, że zrobiłabyś to znowu. To jest siła. Przekonałaś ich by pozwolili ci pójść. Po za tym, przypominasz mi mnie. Też trafiłaś tutaj nagle, wciągnięta przez nie twoją wojnę. Chcesz poznać moją historię? Trafiłam tutaj, ponieważ zobaczyłam jak Jace, Alec i Isabelle zabiją demona. Nie powinnam tego zobaczyć, ponieważ byłam Przyziemną, zwykłym człowiekiem. Przynajmniej wtedy. Matka zabierała mi wspomnienia, poprosiła Magnusa by założył blokadę w mojej głowie. Bo byłam Nocną Łowczynią. Wciągnięta nagle w rzeczywistość do której okazałam się przynależeć miałam jeden cel. Dowiedzieć się co się stało z mamą i kim tak naprawdę jestem. Valentine ją porwał, bo była jego żoną. Jak myślisz, jak to jest się dowiedzieć, że masz ojca który jest potworem? A ja na dodatek zakochałam się w Jace... ojciec wmówił nam, że jesteśmy rodzeństwem. Ale jak w to uwierzyć? Czułam się jakbym była nienormalna, jakby coś było ze mną nie tak. Przez te wszystkie wydarzenia i ludzi, stałam się częścią tego świata. Zrozumiałam, że to tu należę. Nie ustałam też w walce z ojcem. Ta walka się opłaciła. Mogłam być z Jacem. Nie był moim bratem, ponieważ był nim ktoś inny. I kiedy nad jeziorem Lynn w Idrisie zobaczyłam go martwego... To było nie do wyobrażenia. Stracić to, co dopiero się odzyskało. I gdy dostałam od Anioła życzenie, poprosiłam o niego. Naruszyłam tym wszystkie prawa, ale zrobiłabym to jeszcze raz, bo dzięki miłości do niego odnalazłam swoje miejsce.
     Nie powiedzieliśmy wtedy nikomu o jego śmierci i to się na nas odbiło. Lilith, Wielka Matka, ożywiła Sebastiana, którego Jace zabił w Idrisie. Ożywiła mojego brata. On jest pół-demonem, pół-Nefilim, przez eksperymenty Valentina. Lilith przez to, że po zmartwychwstaniu Jace'a Cisi Bracia nie nałożyli na niego czarów ochronnych, mogła wkraść się i przejąć jego umysł co też zrobiła. Zastawiła pułapkę na nas wszystkich. Wykorzystując mnie i Simona wskrzesiła Sebastiana i przywiązała go do Jace'a. Gdy obaj zniknęli, ja pozostałam tracąc zmysły. Myślałam, że jest martwy! A gdy się pojawił... wiedziałam, że się zmienił, przez tę więź. Jace którego znałam nie mógłby przebywać w jednym pokoju z Sebastianem. Bałam się go, ale mimo wszystko przekroczyłam granicę złej strony, bo wiedziałam, że chce o niego walczyć. Clave by się poddało, skazaliby go na niepowodzenie. Ale ja wciąż miałam nadzieje. Chciałam udowodnić, że on nie jest stracony.
     Patrzyłam na nią ze zdumieniem. Wylewała z siebie słowa, uczucia. Czułam się jakby przekazywała mi coś intymnego. Była taka odważna, pomyślałam. Mimo wszystko chciała ratować matkę, Jace'a, skupiona na swoim celu. Wytrwała. To było godne podziwu.
     - Lenny? Mogę ci zaufać? Czy mogę ci powiedzieć coś, czego nikomu jeszcze nie zdradziłam? - pokiwałam głową, na niemy znak zgody. - Wtedy, gdy byłam z Jacem i Sebastianem, mój brat wysłał go przodem by to on najpierw spotkał się z Nefilim którzy go popierali. Zostaliśmy sami. Sebastian odkrył, że go zdradzam i komunikuje się z Simonem. A potem... próbował mnie zgwałcić. Nawet nie wiedziałam, że jest aż tak szalony. Jocelyn mówi, że on nie potrafi odczuwać żadnych emocji. Jednak na pewno czuje pożądanie. Pożąda mnie. To przerażające. Nie mówiłam o tym nikomu, ale Jace się domyśla. On zna tylko część prawdy. Jesteś pierwszą osobą której o tym mówię.
     Wyciągnęłam rękę i objęłam ją. Przytulałam ją tak, jak ona wcześniej mnie. Nie chciałam nic mówić, bo słowa pewnie by mnie zawiodły. Niewiele mogłam zrobić, ale chciałam jej pomóc. Dużo przeżyła. Uświadomiłam sobie, że byłam pierwszą osobą ze starego otoczenia której może się zwierzyć. Stara, przyziemna część Clary też domagała się zrozumienia. A ja mogłam jej to dać.
     Poczułam wstyd na myśl, że tak łatwo dałam się ponieść moim lękom. Siedziałam i użalałam się nad sobą, podczas gdy oni potrzebowali pomocy. Każdej pomocy. Kimkolwiek był Sebastian musiałam go powstrzymać. Clary sobie na to zasłużyła.
 ____________________________________
*HEEEEEJ*
 Bardzo was przepraszam, że rozdział tak długo się nie pokazywał. Zdarzyła mi się najgorsza rzecz jak może przydarzyć się artyście; brak weny. Tak właśnie było. Tak więc nie oceniajcie mnie za jakość tego rozdziału bo wiem, że może być kiepsko. Nie powstrzymujcie się za to z oceną pozostałości i przypominam, że możecie zostawiać swoją opnie również za pomocą KWADRACIKÓW Z OCENAMI! *ten caps... musiałam xD* 
A i jeszcze cytat na dziś! 
"- Czy wy nie... eee... - Clary szukała odpowiedniego słowa. - Nie rozmnażacie się? [...]
- Oczywiście, że się rozmnażamy - powiedział spokojnie. - To jedno z naszych ulubionych zajęć."
<3 <3 <3 XD Dzięki wszystkim za przeczytanie i...A zapomniałabym CHAMSKA REKLAMA!
Moja Parabatai założyła bloga i serdecznie was na niego zapraszam! 

Historia Nocnej Łowczyni
Serdecznie zapraszam! A i tym razem naprawdę życzcie mi weny!
~ Wasza Shadow :*
       
        
       A I JESZCE JEDNO! BYŁO WAS TU JUŻ 2000! KOCHAM WAS! <3 <3 <3 DZIĘKUJE!


środa, 23 lipca 2014

Notka Organizacyjna

     Cześć Nocni Łowcy! Baaardzo was przepraszam za moją (krótką) nieobecność. Szczerze? Są wakacje, a mnie nie chce się myśleć :P Ale... no cóż postaram się i w najbliższym czasie pojawi się nowy rozdziałek ;).
     Jak widzicie trochę pozmieniałam na blogu ;3 Dodałam listę blogów, które serdecznie wam polecam, bo są wspaniałe (moim zdaniem :*). Znajduje się tam między innymi, adres pewnej szabloniarni, więc może nie długo nie będziecie musieli narzekać na to, że tło jest do dupy xp.
     Udało mi się też ogarnąć i pozmieniać kursor (na runę soundless! [bezszelestność] jestem z siebie taka dumna ^^) i favionkę (to ta ikonka na górze, oznaczająca stronę :P). Dodałam też odtwarzacz! I tu zrodził się mój genialny pomysł. Może macie jakąś muzykę która kojarzy się wam z moim blogiem? Albo której chcielibyście słuchać czytając? Ale spokojnie! Jedna, max 2 piosenki na osobę. Zgłaszać piosenki możecie pod tym postem :*. Oczywiście ja miła, wyłączyłam funkcję autoodtwarzacza więc jeśli chcecie czegoś posłuchać musicie zrobić to manualnie, ponieważ wiem, że niektóre osoby nie lubią jak im muzyka nagle znikąd rozbrzmiewa xD.
     Kolejną rzeczą, jaka się pojawiła, jest możliwość oceniania postów. Na dole, przed komentarzami. Oceniać może każdy, więc nie wstydźcie się xd. Wystarczy zaznaczyć odpowiednią krateczkę ;)
     I ostatnia rzecz! Było was tu już 1500!  Nie powiadomiłam was kiedy przekroczyłam 1000, ale teraz to zrobię. 1500!!! KOCHAM WAS :* (Wiem że to mało, ale co z tego? To jest magia, bitch! :*)
 
BARDZO WAM DZIĘKUJE NOCNI ŁOWCY :*
:taki miszcz painta xD:


czwartek, 17 lipca 2014

Libster Award #1

Na początek bardzo gorąco wam podziękuje za aż 3 nominacje! Muszę przyznać byłam mile zaskoczona ^^ Tak więc bez zbędnych ogródek, zaczynajmy!

''Nominacja do Libster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ''dobrze wykonaną robotę''. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.''

Nominacja od: Demonica Shasta (Dziękuje :*)
  
 PYTANIA:
1. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
Zawsze byłam artystyczną duszą, moi rodzice uwielbiają muzykę, a moja mama kocha sztukę malarską. Zawsze też przykładali wagę do książek. Czytali mi, dopóki sama się nie nauczyłam. Stąd moje zamiłowanie do czytania, śpiewu, rysowania, no i pisania.
Jak to się stało, że zaczęłam pisać? Kiedyś, jak byłam mała pisałam wierszyki z okazji czyjś urodzin. Na lekcjach polskiego w szkole, zorientowałam się jaką frajdę sprawia mi pisanie opowiadań,ale bałam się tworzyć i pisać coś więcej. Nie potrafiłam się przekonać. Dopiero po przeczytaniu "Darów Anioła", coś naparło na mnie tak bardzo, że założyłam bloga. Mianowicie moja książkowa miłość do Sebastiana Morgensterna. Chciałam pokazać jego postać z innej strony, tak jak ja go widziałam.
I tak mniej więcej to było. Gratulacje jeśli ktoś to całe przeczytał xD  
 

2. Jaki gatunek książek lubisz?
Najbardziej kocham fantastkę z romansem oczywiście ;) Ale SF i postapo też nie pogardzę.
 Nienawidzę kryminałów.
 

3. Twoja ulubiona postać męska i żeńska z książki?
 Męska? Na to już była odpowiedź w pierwszym pytaniu xD Oczywiście, że Sebastian <3
A żeńska?  To chyba będzie Emma Carstaris z nowej serii Cassie. Dlaczego? Przecież historia TDA jeszcze się nie ukazała! Emma pojawia się już MNO i z miejsca ją pokochałam. Chyba dlatego.


4. Ulubiona aktorka i aktor.
 Aktorka? Oczywiście Lily Colins ^^
 Aktor? Connor McLain. O ile przyjmie rolę Sebastiana. Bo inaczej go znienawidzę. Drugim kandydatem jest Ian Somerhalder <3


5. Jakiego gatunku muzyki słuchasz?
Pop, rock ;) Muzyka Jamiego *-*
 

6. Jakie jest Twoje największe marzenie?
 Wydać swoją książkę. I znaleźć miłość, przez którą wszystko co przeczytałam stanie się prawdą ;) Kto o tym nie marzy? ;D


7. Kilka twoich ulubionych filmów to?
Stuck in Love, Setp Up 4 Revolution, Transformers, Most do Terabithilii, Wild Child


8. Jakie FanFiction najbardziej lubisz?
O DA oczywiście :*
 

9. Hobby?
Śpiew i pisanie rzecz jasna ;)


10. Ulubiona pisarka/pisarz.
Jestem przewidywalna: Cassie Clare
 

11. Jeśli miałabyś/ miałbyś wcielić się w postać z książki, kim on/ona by był/a?
Każdego bohatera cenie i jeśli miałabym szanse przeżyć niesamowitą przygodę, zgodziłabym się być kimkolwiek :) Ale jeśli miałabym wybierać to tak jak już wymieniłam: Emma. I Clary, ponieważ chciałabym podjąć czasem inne decyzje niż ona, choć bardzo ją kocham <3

Oto blogi które nominuje!
http://d-a-po-mojemu.blogspot.com 
http://newimaginetions.blogspot.com/
 http://ksiazkitodiamenty.blogspot.com
http://ksiazkawypochuaniacz.blogspot.com
http://clary-jonatan-da.blogspot.com
http://hermiona-g.blogspot.com
http://szeptem-o-darach-aniola.blogspot.com/

http://be-my-angel-ff.blogspot.com/
http://krolewskastrazniczka.blogspot.com/
http://big-love-not-die.blogspot.com/
http://new-mortal-instrument.blogspot.com



MOJE PYTANIA:
Co pchnęło cię do założenia tego bloga?
Co sprawia ci największą przyjemność w pisaniu?
Ulubiony gatunek FF?
Bohater którego podziwiasz?
Jaka jest aktualnie twoja ulubiona piosenka?
Jakie jest twoje największe marzenie?
Ulubiony pisarz/pisarka?
Najlepsze filmy?
Do jakich fandomów przynależysz?
Jakie jest twoje hobby? 
Gdybyś mógł wskrzesić 3 bohaterów z książek, kogo byś wybrał?

Jeszcze raz szczerze dziękuje za nominacje i mam nadzieje jakoś się uporać z pozostałymi dwiema :* Ale cóż oprócz tego, rozdziałek się przecież sam nie napisze, prawda? Życzcie mi weny dla Sebastiana i Lenny! ~~Patrzcie jeszcze się zrymowało xD~~  

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział IV

 Eliza! Jaraj się! Oto dla ciebie i specjalnie dla ciebie dedykuje ten rozdział <333
'Parabatai? Parabatai.'

______________________________

Powrót 

     Jace pchnął mnie na bok. Odleciałam do tyłu słysząc nieludzkie piski. Huk wybuchu był ogłuszający. Powietrze zrobiło się szare od dymu, choć nie wiedziałam skąd się brał. Jace krzyczał coś, ale nie rozumiałam co. Zobaczyłam jasne światło, tak jasne, że aż nie dało się patrzeć.
     Coś chwyciło mnie za nogę. Krzyczałam, gdy poczułam ugryzienie. Jakby ktoś rozrywał mi mięśnie. Okropny, porażający ból. Próbowałam się wyrwać z żelaznego uścisku... no właśnie kogo? Nie wiedziałam. Na pewno nie człowieka.
     DIANA! Gdzie ona jest?. Byłam przerażona. Ból narastał. Mój wrzask znów przeszył powietrze. To nie może być koniec, pomyślałam. Nie, nie, nie! To nie może się tak skończyć! Obraz skakał mi przed oczami.
     Zachowałam przytomność jeszcze kilka sekund. Potem sięgnęła po mnie ciemność.

                                                                             ***

     - No dalej. Poradzisz sobie. Tylko się podeprzyj i HOP!
     Położyłam rączki na ziemi i zostałam na czworakach. Chciałam odepchnąć się od niej, ale nie udało mi się. Parę prób później uniosłam się z trawy na dwóch małych, tłustych, dziecięcych nóżkach. I popędziłam na nich prosto w stronę chłopca o białych włosach.
     - Jolatlan - wysepleniłam wpadając w jego objęcia. - Chces? - podałam mu zaciśnięte w małej piąstce ciasteczko.
     - Nie, dziękuje Lenny. - odpowiedział i poklepał mnie po głowie. - Chodź, może pokażemy mamie? Przyjdziesz do niej sama! PRZYJDZIESZ! - uśmiechnął się, dumny z siebie.
     - Dobse. - chwyciłam jego rękę i ruszyliśmy w stronę domu na wzgórzu.
     To był mój pierwszy spacer. I mój pierwszy powrót.

                                                                            ***

     Moje powieki były ciężkie jak ołów. Leżałam w łóżku, a nie na podłodze. Słyszałam znajome, ludzkie głosy, a nie piski. Czułam ulgę i jednocześnie niepokój. Przypomniał mi się mój sen. Kim był ten chłopiec? Jakim cudem TO znalazło się w mojej pamięci? Byłam za mała żeby cokolwiek zapamiętać...
     - Jace, jej stan się nie zmienił. Chyba, że przyszedłeś tu po kolejne Iratze. - powiedział jakiś głos. Rozpoznałam Izzy. - Z tym to raczej do Aleca... przecież już wymieniliście krew. Chociaż w sumie Clary rysuje najmocniejsze runy...
     - Muszę z nią porozmawiać. - drążył blondyn.
     - Przecież się od tego nie obudzi jak będziesz tu cały czas przychodził. - odparła zirytowana Izzy.
     - Ja też się martwię, Jace. - powiedziała Clary i dałabym głowę, że położyła mu rękę na ramieniu.
     - To wszystko cholernie irytujące. Dokładnie tak samo jak z tobą.
     - Tak... pamiętam jak ciężko jest po ugryzieniu demona.
     No dawaj Marlene! Otwórz oczy!
     - Ej, bo jeszcze pomyślę, że ktoś to ukartował! Naprawdę nie możemy uleczyć jej runami? Jej ciotka powiedziała, że jest Nocną Łowczynią.
     - Ale... jej słowo, nie ma takiej wartości w naszym świecie, nie możemy też użyć na niej Miecza Anioła. - odprła Izz.
     - Po co od razu Miecz Anioła? - zdziwiła się Clary.
     - To, czy ktoś jest, czy nie jest Nocnym Łowcą jest wbrew pozorom bardzo ważne. - wtrącił sarkastycznie Jace.
     Stali nade mną, bo ja leżałam na łóżku.W końcu udało mi się otworzyć oczy. Oni też swoje otworzyli. Szerzej. Ze zdziwienia.
     - Lenny! - krzyknęła Clary. Nie sądziłam, że aż tak się o mnie martwiła. Co prawda chodziłyśmy razem na zajęcia artystyczne dla "uzdolnionych", ale byłam od niej o rok młodsza. Miałam 15 lat.
     Zawsze podziwiałam jej talent. Ja jedynie umiałam odwzorowywać to, co widzę. Ona, w jej rysunkach było coś takiego, taka wyczuwalna magia, widoczny talent. Malowała z serca i inspirowała mnie tym.
     - Jak się czujesz? - to była Isabelle. Siedziała na moim łóżku i trzymała w rękach ręcznik. To aż dziwne, że tak się mną opiekowała. Myślałam, że za mną nie przepadała...
     Jace podszedł do mnie i, chwytając mnie za ramiona, podniósł mnie do pozycji siedzącej. Utrzymując mocny uścisk popatrzył mi szczerze w oczy i nerwowo zapytał:
     - Twoja ciotka powiedziała, że trafiłaś do nich w wieku 3 lat. 3 lat. Pamiętasz co było wcześniej? Najmniejsze wspomnienie, jakiś obraz, cokolwiek! - mówił w zdenerwowaniu.
     - Opanuj się! - wrzasnęłam na niego. - To boli!
     Puścił. Roztarłam rozbolałe ramiona. Przez chwile zastanawiałam się czy opowiedzieć mu, im, o śnie. Doszłam do wniosku, że chyba wolałam to zachować dla siebie. Zresztą... to mógł być tylko zwykły sen, co? Próbowałam przekonać samą siebie... Żałosne.
     - A co do twojego pytania... nie-e. - głos mi zadrżał kiedy wypowiadałam ostatnie słowo. Miałam nadzieje powiedzieć to pewnie, ale i tak ledwo szło mi przecież przekonywanie własnej świadomości. Nadal miałam nadzieje. Nadzieje, że to wszystko okaże się żartem. Jakimś okrutnym,wyrafinowanym żartem. Jednak coś w głębi mnie krzyczało, żeby rzucić się na głęboką wodę, żeby chwycić za nóż i wyżyć się swoją złością. Sama byłam tym uczuciem przerażona.
     - Jesteś pewna? - spytał ponownie, patrząc na mnie niepewnie, z odrobiną ironii.
     - Jace, przestań! Cichy Brat przyszedł.
     Zwróciłam głowę w kierunku drzwi do izby chorych. Poczułam na plecach dreszcz przerażenia. Istota, mężczyzna, który tam stał wyglądał jak cień. Pergaminowa szata owiewała jego wysokie ciało, a kaptur zakrywał twarz. Kiedy zsunął się bezszelestnie, zobaczyłam gołą czaszkę, z otworami zamiast oczu, z zaszytymi ustami. Zmroziło mnie. Określenie Isabelle "niepokojący" mało odnosiło się do tego co właśnie zobaczyłam.
      Witaj Marlene. Krzyk przeszył powietrze. Mój krzyk. Jego głos odezwał się w mojej głowie! To... to niemożliwe, totalnie przerażająco! Nie byłam w stanie myśleć. Tętno mi przyśpieszyło. Krew szumiała w uszach.
      Nocni Łowcy wstali patrząc na mnie a Clary zapytała:
     - Nie mogę z nią zostać?
     Nie Clarisso. Ona musi zostać sama. Znów ten okropny głos, który przyprawiał mnie o ciarki. No bo nie żeby nie podobało mi się, że Clary chce ze mną zostać. Uważałam to za świetny pomysł.
     To nic nie dało. Po chwili w pokoju byłam tylko ja i Cichy Brat. Podciągnęłam się na łóżku.
     Witaj Marlene Way. Czy jesteś gotowa na prawdę? Nie byłam pewna. Ale musiałam się dowiedzieć.
     Kiwnęłam niepewnie głową.
     Brat zbliżył się do mnie i wyciągnął swoje ręce. Były białe i całe w bliznach. Dotknęły mojej twarzy.
     Zaczęłam wrzeszczeć i znów nieuchronnie nadeszła po mnie ciemność.

                                                                         ***

     Obudziłam się w ... pokoju hotelowym? Nie... tak pewnie wyglądają pokoje Instytutu od środka, pomyślałam. Wstałam i na boso poszłam do łazienki. Obmyłam twarz wodą i przebrałam w to co znalazłam na małym krzesełku w rogu pomieszczenia. W... czarną, męską koszulę? Chyba będę musiała poprosić Clary o jakieś ciuchy.
     Odziana w suchy, bawełniany materiał poczułam się trochę lepiej. Moje ciuchy nie nadawały się do użycia. Szkoda, lubiłam je.
     Przysiadłam na brzegu łóżka, chowając głowę w rękach. Nie byłam w stanie myśleć o ciemności którą zobaczyłam gdy Cichy Brat mnie dotknął. Nie byłam w stanie myśleć o tym co tam zobaczyłam. Wszystko i nic, można by to opisać.
     Nie mogąc o tym myśleć wstałam i wyjrzałam na korytarz. Ruszyłam korytarzem i skręcając na zakręcie obróciłam się. Wpadłam prosto na mur z żywego ciała. Czyjeś ręce powstrzymały mnie od upadku. Obróciły mnie też i przyparły do ściany. Zobaczyłam męski tors. Tak wspaniały, że zaparło mi tech. Gapiłam się z nieodpartym zachwytem na idealnie wyrzeźbione mięśnie. Potem spojrzałam w górę.
     Czarne oczy od razu mnie zahipnotyzowały. Natarczywie się w nie wpatrywałam, choć było to nieuprzejme. Te oczy, pochłaniające jak przepaść, okalały bardzo, bardzo długie rzęsy. Twarz miała ostre rysy, które wydały mi się takie sexy. I... i włosy w kolorze srebra. Jak błyszczący metal.
     Wgapiałam się w chłopaka jak cielę w malowane wrota. Był przepiękny. I był tylko w ciemnych, idealnie dopasowanych dżinsach. Napierał na mnie całym ciałem, trzymając mi ręce nad głową. Zamykał mnie jak w klatce.
     - Ohhh... - wyrwał mi się jęk. Więc to nie był tylko sen? Ten chłopak do złudzenie przypominał mi chłopczyka z mojej przeszłości. A do tego miałam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.
     - Kogo my tu mamy? - uśmiechnął się. Nie wiedziałam, czy chce go za ten uśmiech pocałować, czy zdzielić w twarz.
     - Ehhhem... - zaczerwieniłam się tylko. Poprawka, twarz płonęła mi żywcem, bo zorientowałam się że jestem w samej koszuli i majtkach. - Ja...
     - Nie możesz spać? - spytał.
     - Tak jakby. - mruknęłam. Kim jesteś?, chciałam spytać.
     - I to jest powód żeby wpadać na chłopaków na korytarzu w środku nocy? - jego oddech łaskotał moją szyję kiedy się pochylił. Zaczął bawić się kosmykami moich włosów. Karmelowo-złote pasemka ślizgały się pomiędzy jego palcami. Skubnął płatek mojego ucha.
     Górował nad mną. Był ode mnie wyższy o co najmniej pół głowy. Nie mogłam się skupić na niczym innym. Nie kiedy delikatnie dotykał wargami mojej skóry, coraz niżej i niżej. Wygięłam się w łuk, dociskając do niego, czekając na pocałunek. Ale on tylko szepnął:
     - Nie martw się, Lenny. Chaos niedługo zniknie. - rozkoszowałam się brzmieniem swojego imienia w jego ustach... Zaraz! Skąd on znał moje imię!?
     - A moją koszulę możesz zatrzymać. - usłyszałam śmiech w jego głosie. Nie do końca byłam pewna, czy wiem co się dzieje.
     - Jonathan. - wyszeptałam, obejmując go za szyję i próbując zatrzymać przy sobie.
     - Już dobrze. Zawsze będę przy tobie. - pogłaskał mnie po głowie i delikatnie zdjął moje ręce ze swojej szyi.
     Nie usłyszałam jak odchodzi. Zostałam sama. Opadłam na kolana i zaczęłam szlochać.

______________________________

I jaaaaaak? C; Mam nadzięję że się podobało ;) Dziękuje wam z aż 3 nominację do Libster Award, na które wkrótce odpowiem. Niech wena będzie z wami i jak powiedział Jace "Nocni Łowcy, W Czerni Wyglądacie Lepiej Niż Wdowy Naszych Wrogów od 1234." Niech to będzie nasze motto XD <3
PS: Elizko, kochana, jesteś zadowolona? :*

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział III

Kubeł zimnej wody

     Siedziałam w przeogromnej bibliotece z regałami do sufitu i pięknym rzeźbionym drewnem. Popijałam gorącą herbatę, a na moich kolanach leżał domagający się pieszczoty kot Church. Był to słodki, mówiąc szczerze, lekko spasiony pupil. Miał gęste futerko, dzięki któremu powoli oswajałam się z nową sytuacją.
     Nefilim. Nocni Łowcy. Pół-aniołowie, pół-ludzie. Trudno mi było to zrozumieć. Zostałam brutalnie (dziękuje ci Jace, że to było tak dosłowne) wyciągnięta ze swojej rzeczywistości w świat demonów, aniołów i... Podziemnych. Czarowników, wampirów itp. Trudno było mi to wszystko ogarnąć.
     - Rozumiesz, że muszę teraz powiadomić Clave? - spytała Maryse.
     Była to wysoka osoba. Mama Aleca i Izzy; Isabelle. Wyglądem była bardzo podobna do córki, trochę tylko starsza i wiek odebrał jej dziewczęcy urok. Z pozoru surowa, lecz tak naprawdę miała miękkie serce. Zdążyłam to zauważyć. Teraz stała nade mną z pytającym wzrokiem.
     Spojrzałam na nią nic nie rozumiejąc.
     - Clave. Rada Nocnych Łowców z każdej rodziny. - powiedziała tłumacząc. - Przewodniczy nam Konsul i Inkwizytor. Poszczególne rodziny opiekują się Instytutami w rożnych miastach. Instytuty to schronienia, tak  jak ten. Ten prowadzimy my. Lightwoodowie.  - Okey, tyle byłam w stanie zrozumieć, ale co z resztą?
     - Dobrze... Ale muszę wrócić do domu przed pójściem do Cichego Miasta. - odpowiedziałam. Ciche Miasto. To napawało strachem. Miejsce, w którym byli pochowani Nocni Łowcy. Słyszałam jak Isabelle mówiła, że Cisi Bracia są z deka przerażający...
     - Nie.
     To Jace, razem z Maryse odpowiedzieli mi jednocześnie. Towarzyszył im jeszcze trzeci głos. Jocelyn.
     Matka Clarissy. Wkroczyła do pokoju w którym stali już Lightwoodwie, Jace, Clary i Magnus. Za nią wszedł Luke Garroway ( jak się później dowiedziałam, mąż pani Fray... widocznie musieli się pobrać...).
     - Nie. - powtórzyła już sama Jocelyn. - Jonathan jest zbyt niebezpieczny. Nawet nie wiemy gdzie teraz przebywa. Tworzy swoich Mrocznych wojowników i gromadzi armie... Nawet nie wiemy jak zaatakuje.
     - Możecie sobie mówić co chcecie! Muszę porozmawiać z Dianą! - wstałam, zrzucając Churcha z kolan i ruszając w stronę drzwi. Clary ruszyła za mną. Próbowała mnie zatrzymać, ale tylko odepchnęłam jej dłoń.
     - Dobrze. - stanęłam. - Dobrze. - powtórzył Jace. - Pójdę z tobą. Ale wracamy prosto do Instytutu. Nie pozwolimy ci zostać "na wolności" - zrobił znak cudzysłowu przy ostatnich słowach.
     Maryse spojrzała na niego zdumiona. Chyba była zaskoczona tym, że to on podjął decyzję, ale nie odezwała się. Dała mu milczącą zgodę.
     Odwróciłam się do niego i pokiwałam głową. Ponownie ruszyłam do drzwi odprowadzana spojrzeniami.
     - Dzień dobry, Pani Fary. - powiedziałam mijając ją. 
     Jace ruszył za mną.
    
                                                                              ***


     - Czyli nie jesteś Lightwoodem? - spytałam.
     - JESTEM. - odpowiedział mi Jace. - Są moją rodziną.
     - Rozumiem. - pokiwałam głową. Diana i Henry też nie są ze mną spokrewnieni.
     Mijaliśmy właśnie kolejną ulicę. Właściwie to nie wiedziałam dlaczego akurat Jace zgodził się na mój wypad do domu. Stwierdziłam, że lepiej nie pytać. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, co?
     - To jak to jest z tym Sebastianem? - chciałam sobie wyjaśnić tą kwestię skoro wszyscy o nim non stop mówili. 
     - Jonathan Christopher Morgenstern. Ma takie samo imię jak ja... 
     Hmm... czyli Jace to tylko przezwisko, uświadomiłam sobie.
     - Zabił Sebastiana Verlaca i podszył się pod niego w czasie Wielkiej Wojny. Imię jakoś zostało. Wyparł się rodziców. On jest synem Jocelyn, bratem Clary... Ich ojciec rozpętał Wojnę. 
     - Sebastian... on pożąda Clary. To.. to jest chore! - Jace stracił panowanie nad sobą.
     Współczułam mu. W końcu każdy zdawał sobię sprawę z uczucia jakie łączyło jego i Clary. Jace go nienawidził. Nienawidził Sebastiana za to co tamten mu zrobił. I co miał zrobić. Nigdy nie widziałam takiej nienawiści.
     Szłam w ciszy obok niego. Zastanawiałam się nad tym, co mi powiedział... Człowiek nie staje się zły z niczego.
     - Sebastian ma w sobie demoniczną krew. - Jace jakby przeczuwał o czy myślę. - Ja i Clary mamy trochę więcej anielskiej krwi. Przez eksperymenty Valentina. A on, jego własny syn, był jego pierwszym celem. Valentine za bardzo dążył do doskonałości.
     Doszliśmy do mojego domu. Otworzyłam drzwi na klatkę i powoli zaczęłam wspinać się po schodach. Na 3 piętrze zadzwoniłam dzwonkiem.
     - Lenny! - krzyknęła Diana na mój widok. Rzuciła się na mnie. - Nic ci nie jest. - nie wiem czy to było stwierdzenie czy pytanie.
     - Tak ciociu. - uśmiechnęłam się ściskając ją.
     - A kim jest ten młody człowiek?! 
     Spojrzałam na nią zdziwiona.
     - Widzisz go? - ja już nic nie rozumiałam...
     - Jace Herondale. - przedstawił się.
     Ciotka przyjrzała mu się podejrzliwie.
     - Zapraszam. - powiedziała tylko.

                                                                               ***

     - To się musiało zdarzyć. 
     - Ale co? - spytałam.
     - Może zacznę od początku. 
     Zdziwiłam się. Diana rzadko rozmawiała o swojej przeszłości, choć nie wyglądała na przygnębioną. Bardziej na zamyśloną.
     - Mieszkaliśmy z rodzicami i z bratem w małym miasteczku w Kalifornii. Żyliśmy szczęśliwie, i nawet jak na rodzeństwo byliśmy wyjątkowo zgodni. Ale Wiktor lubił przygody. Kiedyś próbował mnie namówić na wyprawę w nocy. Nie zgodziłam się, więc poszedł sam. Nie wrócił. Nie dla rodziców. Szukali go ale już nigdy go nie zobaczyli. Ale ja tak. Wrócił do mnie. I wyjaśnił. Wilkołak. Oto czym się stał. Ale zdradził się tylko przede mną. Wiele razy próbowałam go namówić, żeby powiedział  rodzicom. Bez skutku. Umarli w niewiedzy, w żalu. Nie widziałam jakie życie wiódł jako wilk, ale któregoś dnia poprosił mnie o coś. Żebym przygarnęła dziecko. Dziecko! Tylko... jak miałam mu odmówić? Jestem bezpłodna. Henry się ucieszył gdy mu powiedziałam o adopcji.  Tyle, że dziecko nie było zwykłe. Było Nocnym Łowcą. Nadal nie do końca wiem co to znaczy. Nie powiedział mi wiele. Tyle tylko, że ktoś go poprosił oto. I tak w wieku 3 lat trafiłaś do nas.
     Potrafiłam tylko się na nią gapić. Co?, moje myśli krążyły jak szalone.
     - Przepraszam. - powiedziała.
     - Co teraz? - spytałam zaskoczona.
     - Idź i rób to co należy. Byłaś wspaniałą córką, ale nadszedł czas opuszczenia gniazdka. Nie zatrzymam ciebie i twojego przeznaczenia. Tylko proszę... uważaj na siebie. - wstała i pocałowała mnie w czoło. - Żegnaj.
     I w tym momencie usłyszałam wybuch.

_____________________________

*HEEEEJ*
Dzisiaj specjalnie dla was, z powodu mojej nieobecności świeży nowiutki rozdział :D
Przepraszam, że tak długo nic się  nie pojawiało, ale jestem aktualnie na wakacjach i , no co, nie zawsze mogę pisać wtedy kiedy mam wenę. :/
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał i liczę na komentarze. Naprawdę, nie wiecie jak to człowieka motywuje do pracy! Tak więc komentujcie i czekajcie!
NASTĘPNY ROZDZIAŁ W DRODZE !
TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI ! ;)

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział II

Legalnie nielegalne porwanie

     - Clary! Clary, zaczekaj! - krzyknęłam. Obok niej zauważyłam czuprynę ciemnobrązowych, rozczochranych włosów. Simon Lewis. - Clary! Poczekaj, to ja Lenny! Marlene Way! Simon! - próbowałam zwrócić ich uwagę. - Halo?! Simon! Clary!
     Odwrócili się i zatrzymali. Podbiegłam do nich. Teraz zauważyłam, że nie byli sami. Obok nich stała jeszcze czwórka ludzi. Jedna dwójka, chłopak i dziewczyna, byli rodzeństwem. To było widać na pierwszy rzut oka. Ciemne, czarne włosy, ta sama karnacja, ta sama drobna figura, obydwoje w czerni. Chłopak miał niesamowicie niebieskie tęczówki, a ta dziewczyna mogła by mieć każdego chłopaka. Była po prostu piękna.
     Obok nich stali jeszcze dwaj mężczyźni. A raczej mężczyzna i chłopak, bo ten młodszy wyglądał na niewiele ponad osiemnaście. Jego złoto-blond włosy spadały mu na twarz, a oczy wyglądały jak płynny, ciepły metal tej samej barwy. W jego figurze i ruchach było coś boleśnie znajomego. On też był ubrany w czerń.
     Za to mężczyzna, który na więcej niż dwadzieścia pięć też nie wyglądał, sprawiał szokujące wrażenie. Brokatowe, nastroszone włosy, koszulka w jednorożce i żółta marynarka. Do tego spodnie w kratę.
     Stanęłam jak wryta, gapiąc się na nich, a najbardziej na niego. Po prostu mnie zatkało.
     - A to anomalia. - powiedział z rozbawieniem Pan "Kolorowa Tęcza".
     Yyyy... co? , pomyślałam. Głupia sytuacja.
     Clary spojrzała na mnie, potem na blondyna. W ich spojrzeniu było coś takiego, że poczułam ukłucie zazdrości. O co im chodziło? Ptak mi narobił na głowę, czy co?
     - Coś nie tak? - zapytał Simon. - To tylko dziewczyna. Znajoma zresztą, bo nas zna.
     - To oczywiste, geniuszu. - warknęła brunetka.
     - Jest nawet bardzo nie tak, łasico. - odezwał się blondyn. Clary spojrzała na niego karcąco. No tak, przecież Simon był jej najlepszym przyjacielem. - Ona nie powinna nas widzieć.
     - Dlaczego?
     - Bo mamy runy głupku! - chłopka spojrzał na niego jak na idiotę. Clary syknęła.
     O czy oni gadają?
     - Czyli... - zaczął brunet. - To znaczy, że ona ma Wzrok. - normalnie daję słowo, oni byli jacyś nienormalni! A gdzie "Cześć, mam na imię Johnny. Lubię Jacksona."? No serio!
     - Ta właśnie widzę. - mruknął blondyn. - Tylko, przepraszam, ale jak często "przypadkiem" spotyka się na ulicy ludzi w Wzrokiem?! Tylko tego nam brakowało! - prawie krzyknął, ale zdawało mi się, że atmosfera już wcześniej gęstniała... o co im chodziło?!
     - Ej no sorry, ale ja tu cały czas stoję? - upomniałam się. - Może jakieś cześć, albo coś? No chyba, że potrzebujecie żeby was zawieźć na odwyk. - mruknęłam z powątpiewaniem.
     - Oj, obyś tego później nie żałowała. - zaśmiał się brokatowy mężczyzna. - Jestem Magnus. Magnus Bane. - dodał. - A to mój chłopak, Alec. Alexsander Lightwood, i jego sistra Isabelle. - tu pociągnął Aleca w swoją stronę i pocałował go. Okey... nie mam nic do gejów.
     - Jestem Jace. Jace Herondale. - powiedział blondyn.
     - Miło mi. Marlene Way. Ale wszyscy mówią mi Lenny. - odpowiedziałam. W końcu coś normalnego.
     - Mnie i Simona już znasz. - uśmiechnęła się Clary.
     - No dobra, to co robimy? - zapytał Alec, próbując wyrwać się z objęć Magnusa.
     - No co? Już pominęliśmy te wszystkie zbędne wstępy. Nie możemy jej tu zostawić. Mamy wojnę. Nie możemy pozwolić przejąć Sebastianowi więcej Nocnych Łowców. - odpowiedział mu Jace.
     - A skąd wiesz, że ona jest Nocną Łowczynią? - spytała Isabelle. Znowu mnie zignorowali.
     - Mam przeczucie? Przepraszam, ale ostatnim razem miałem rację. - nabrmuszył się.
     - To już sprawdzą Cisi Bracia. - zadecydowała Clary, potrząsając rudymi lokami. - I zrobią to bez narażania życia ani zdrowia. - spojrzała na blondyna niby obrażona, ale w jej głosie było słychać śmiech. Zmieniła się.
     Spojrzałam na Simona. Był tak samo ogarnięty jak ja, ale przynajmniej sprawiał wrażenie, że wie o co chodzi, ale nie nadąża. Ja natomiast, sprawiałam wrażenie skretyniałej idiotki, stojąc z otwartymi ustami i wielkimi oczami. No bo, co jak co, ale inteligentnie to ja w tej chwili nie wyglądałam. Oprzytomniałam.
Czy oni...? Zaraz, stop!
     - Halo, chwilunia! Nie tak śpieszno. Rozumiem, że impreza była fajna, ale chyba trochę za dużo alkoholu. - chociaż nie wyglądali na pijanych...
     - Kochana, nie jesteśmy pijani, a ja nie zamierzam cię tu zostawić, dając Sebastianowi przewagę. - nachylił się do mnie. - Poza tym, chyba sama stwierdzisz, że to ty masz zwidy. Popatrz dookoła. Już patrzą na ciebie jak na wariatkę.- uśmiechnął się ironicznie.
     Rozejrzałam się i zgłupiałam. Nie miałam bladego pojęcia o jakim Sebastianie oni mówili, ale faktycznie, parę osób patrzyło na mnie dziwnie, jakby wogóle nie zauważali moich rozmówców. To było naprawdę okropne. Teraz to już byłam przerażona. Najpierw wampiry, potem oni. Czy mi ciągle musi się coś przydarzać?!
     Zaraz. Jakie wampiry? Dlaczego ja o tym pomyślałam? Nie wiem. Nic już nie było normalne.
     - No widzisz?- powiedział chłopak. - Słuchaj, Marlene. To jest ekstremalny przypadek, ale ja już to przerabiałam, a teraz cóż, jest wojna. Tak więc nie utrudniaj mi sprawy i grzecznie pójdź z nami okej?
     - Jace, czy ty naprawdę sądzisz, że to ją przekona? - spytał Simon.
     - Tak. - powiedział niewzruszony, pewny siebie. Chyba był za bardzo zadufany w sobie.
     - Nie. - wtrąciłam się. - Miło było, może nawet nie, ale ja się na to nie piszę. - zaprotestowałam.
     - Jak chcesz. - nachylił się i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęłam się szarpać i tłuc w niego pięściami.
     - Jace! - krzyknęła Clary.
     - Puść mnie! - krzyknęłam ja. - To jest porwanie!
     Rodzeństwo Lightwood wraz z Magnusem patrzyło na wszystko z boku. Nie miałam szans.