czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział II

Legalnie nielegalne porwanie

     - Clary! Clary, zaczekaj! - krzyknęłam. Obok niej zauważyłam czuprynę ciemnobrązowych, rozczochranych włosów. Simon Lewis. - Clary! Poczekaj, to ja Lenny! Marlene Way! Simon! - próbowałam zwrócić ich uwagę. - Halo?! Simon! Clary!
     Odwrócili się i zatrzymali. Podbiegłam do nich. Teraz zauważyłam, że nie byli sami. Obok nich stała jeszcze czwórka ludzi. Jedna dwójka, chłopak i dziewczyna, byli rodzeństwem. To było widać na pierwszy rzut oka. Ciemne, czarne włosy, ta sama karnacja, ta sama drobna figura, obydwoje w czerni. Chłopak miał niesamowicie niebieskie tęczówki, a ta dziewczyna mogła by mieć każdego chłopaka. Była po prostu piękna.
     Obok nich stali jeszcze dwaj mężczyźni. A raczej mężczyzna i chłopak, bo ten młodszy wyglądał na niewiele ponad osiemnaście. Jego złoto-blond włosy spadały mu na twarz, a oczy wyglądały jak płynny, ciepły metal tej samej barwy. W jego figurze i ruchach było coś boleśnie znajomego. On też był ubrany w czerń.
     Za to mężczyzna, który na więcej niż dwadzieścia pięć też nie wyglądał, sprawiał szokujące wrażenie. Brokatowe, nastroszone włosy, koszulka w jednorożce i żółta marynarka. Do tego spodnie w kratę.
     Stanęłam jak wryta, gapiąc się na nich, a najbardziej na niego. Po prostu mnie zatkało.
     - A to anomalia. - powiedział z rozbawieniem Pan "Kolorowa Tęcza".
     Yyyy... co? , pomyślałam. Głupia sytuacja.
     Clary spojrzała na mnie, potem na blondyna. W ich spojrzeniu było coś takiego, że poczułam ukłucie zazdrości. O co im chodziło? Ptak mi narobił na głowę, czy co?
     - Coś nie tak? - zapytał Simon. - To tylko dziewczyna. Znajoma zresztą, bo nas zna.
     - To oczywiste, geniuszu. - warknęła brunetka.
     - Jest nawet bardzo nie tak, łasico. - odezwał się blondyn. Clary spojrzała na niego karcąco. No tak, przecież Simon był jej najlepszym przyjacielem. - Ona nie powinna nas widzieć.
     - Dlaczego?
     - Bo mamy runy głupku! - chłopka spojrzał na niego jak na idiotę. Clary syknęła.
     O czy oni gadają?
     - Czyli... - zaczął brunet. - To znaczy, że ona ma Wzrok. - normalnie daję słowo, oni byli jacyś nienormalni! A gdzie "Cześć, mam na imię Johnny. Lubię Jacksona."? No serio!
     - Ta właśnie widzę. - mruknął blondyn. - Tylko, przepraszam, ale jak często "przypadkiem" spotyka się na ulicy ludzi w Wzrokiem?! Tylko tego nam brakowało! - prawie krzyknął, ale zdawało mi się, że atmosfera już wcześniej gęstniała... o co im chodziło?!
     - Ej no sorry, ale ja tu cały czas stoję? - upomniałam się. - Może jakieś cześć, albo coś? No chyba, że potrzebujecie żeby was zawieźć na odwyk. - mruknęłam z powątpiewaniem.
     - Oj, obyś tego później nie żałowała. - zaśmiał się brokatowy mężczyzna. - Jestem Magnus. Magnus Bane. - dodał. - A to mój chłopak, Alec. Alexsander Lightwood, i jego sistra Isabelle. - tu pociągnął Aleca w swoją stronę i pocałował go. Okey... nie mam nic do gejów.
     - Jestem Jace. Jace Herondale. - powiedział blondyn.
     - Miło mi. Marlene Way. Ale wszyscy mówią mi Lenny. - odpowiedziałam. W końcu coś normalnego.
     - Mnie i Simona już znasz. - uśmiechnęła się Clary.
     - No dobra, to co robimy? - zapytał Alec, próbując wyrwać się z objęć Magnusa.
     - No co? Już pominęliśmy te wszystkie zbędne wstępy. Nie możemy jej tu zostawić. Mamy wojnę. Nie możemy pozwolić przejąć Sebastianowi więcej Nocnych Łowców. - odpowiedział mu Jace.
     - A skąd wiesz, że ona jest Nocną Łowczynią? - spytała Isabelle. Znowu mnie zignorowali.
     - Mam przeczucie? Przepraszam, ale ostatnim razem miałem rację. - nabrmuszył się.
     - To już sprawdzą Cisi Bracia. - zadecydowała Clary, potrząsając rudymi lokami. - I zrobią to bez narażania życia ani zdrowia. - spojrzała na blondyna niby obrażona, ale w jej głosie było słychać śmiech. Zmieniła się.
     Spojrzałam na Simona. Był tak samo ogarnięty jak ja, ale przynajmniej sprawiał wrażenie, że wie o co chodzi, ale nie nadąża. Ja natomiast, sprawiałam wrażenie skretyniałej idiotki, stojąc z otwartymi ustami i wielkimi oczami. No bo, co jak co, ale inteligentnie to ja w tej chwili nie wyglądałam. Oprzytomniałam.
Czy oni...? Zaraz, stop!
     - Halo, chwilunia! Nie tak śpieszno. Rozumiem, że impreza była fajna, ale chyba trochę za dużo alkoholu. - chociaż nie wyglądali na pijanych...
     - Kochana, nie jesteśmy pijani, a ja nie zamierzam cię tu zostawić, dając Sebastianowi przewagę. - nachylił się do mnie. - Poza tym, chyba sama stwierdzisz, że to ty masz zwidy. Popatrz dookoła. Już patrzą na ciebie jak na wariatkę.- uśmiechnął się ironicznie.
     Rozejrzałam się i zgłupiałam. Nie miałam bladego pojęcia o jakim Sebastianie oni mówili, ale faktycznie, parę osób patrzyło na mnie dziwnie, jakby wogóle nie zauważali moich rozmówców. To było naprawdę okropne. Teraz to już byłam przerażona. Najpierw wampiry, potem oni. Czy mi ciągle musi się coś przydarzać?!
     Zaraz. Jakie wampiry? Dlaczego ja o tym pomyślałam? Nie wiem. Nic już nie było normalne.
     - No widzisz?- powiedział chłopak. - Słuchaj, Marlene. To jest ekstremalny przypadek, ale ja już to przerabiałam, a teraz cóż, jest wojna. Tak więc nie utrudniaj mi sprawy i grzecznie pójdź z nami okej?
     - Jace, czy ty naprawdę sądzisz, że to ją przekona? - spytał Simon.
     - Tak. - powiedział niewzruszony, pewny siebie. Chyba był za bardzo zadufany w sobie.
     - Nie. - wtrąciłam się. - Miło było, może nawet nie, ale ja się na to nie piszę. - zaprotestowałam.
     - Jak chcesz. - nachylił się i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęłam się szarpać i tłuc w niego pięściami.
     - Jace! - krzyknęła Clary.
     - Puść mnie! - krzyknęłam ja. - To jest porwanie!
     Rodzeństwo Lightwood wraz z Magnusem patrzyło na wszystko z boku. Nie miałam szans.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział I

Nic nie dzieje się przypadkiem

     Śniłam. Śniłam o tym, że ktoś mnie gonił. Zamazał mi się obraz. Usłyszałam śmiech. Krzyki. I potem...
Czarne oczy. Idealnie czarne, jak tunele. Przewiercające mnie na wylot. JEGO dotyk. Nie zamykaj oczu! Błagam nie zamykaj oczu! 
     Moje ciało mnie nie posłuchało. Wszystko zaczęło się zamazywać. Ostatnie oddechy i cały senny świat zbił się jak szyba, na drobne kawałeczki.
     - Marlene Way! WSTAWAJ! Natychmiast! Czy ty chcesz żebyśmy na stare lata zawału przez ciebie dostali!? Wyglądałaś, jakbyś była w śpiączce! - Niesamowite, że ciotka powiedziała to wszystko na jednym tchu.Tak samo wyraźnie wyrażała swoje myśli gdy oznajmiła mi, że zostałam porzucona. I że nie jestem ich prawdziwą córką. Właściwie to wogóle nie byłam ich córką... no bo w końcu nazywałam ich "ciociu" i "wujku". Zresztą Diana zawsze mówiła to, co myśli.
     - Yhym. - mruknęłam. - Już wstaje.
     Podciągnęłam się na nogi i poczłapałam do kuchni.Unosił się tu miły zapach tostów i kawy. Tostów z dżemem. Pychota!
     - Cześć wujku!
     - Cześć kochanie.- ziewnął przeciągle mężczyzna siedzący na przeciw mnie na wysokim krzesełku barowym. Czytał gazetę. - Chcesz tosta? Przeciwśpiączkowego. - Spojrzał się na mnie i posłał mi miły uśmiech. Taaaaak. Zdecydowanie ciocia Diana przesadziła.
     - Poproszę. - odwzajemniłam uśmiech.

     - Dobrze, to zmykaj a ja ci zrobię. - powiedział wstając od wysepki na środku kuchni.
     Ja też wstałam. Zeskoczyłam ze stołka i pobiegłam do swojego pokoju. To było naprawdę miłe miejsce, oprócz porozwalanych ciuchów, papierków i różnych innych rzeczy. Ale tak naprawdę były częścią tego miejsca, pomyślałam.
     Popatrzyłam żałośnie na szafę. Nigdy nie miałam się w co ubrać. W końcu zdecydowałam się na miętowy top oraz postrzępione, wytarte shorty. Słodko. Przejrzałam się w lustrze. Moje karmelowe loki opadały kaskadami na ramiona, sięgając mi za piersi. Idealnie komponowały się z moją bluzką która podkreślała moje zielono-niebieskie oczy. Były dokładnie tego koloru. Nieokreślonego.
     Jeszcze raz spojrzałam na siebie. Byłam wysoka, chuda i blada. Tiaaa... o opaleniźnie mogłam zapomnieć. Zamiast tego w obfitości byłam pokryta piegami. No, okey. Może trochę przesadziłam, ale miałam ich sporo.
     Wyszłam, biorąc ze sobą dużą dżinsową torbę i zamkając drzwi do swojego pokoju, skierowałam się do kuchni. Na stole leżały moje ulubione tosty z dżemem. I sok pomarańczowy. Zrzuciłam torbę na ziemię i wgryzłam się w chleb.
     - Dzięki. - powiedziałam połykając kolejny kęs. - Naprawdę. Co ja bym bez was zrobiła? - Strasznie ich kochałam. Może i nie łączyło nas pokrewieństwo, ale bardzo, bardzo ich kochałam. Byli moją jedyną rodziną. Oprócz dwóch przyjaciółek.

     - Oj, Lenny. Zginęłabyś bez nas. - powiedziała ciocia Diana, wychodząc z łazienki. Była już gotowa do pracy i jak widać już się uspokoiła skoro zwracała się do mnie zdrobnieniem.
     Skończyłam śniadanie, podnosząc moje torbę z podłogi i uściskając ich wyszłam.
     - Do zobaczenia! - krzyknęłam na pożegnanie i już zbiegałam po okrągłej klatce schodowej.
     Gdy znalazłam się na dworze, wyciągnęłam białe, małe, douszne słuchawki i puściłam muzykę. Akurat leciało "It's Time". 
     Pogoda była ładna. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie i odbijało się od szyb wieżowców w dalszej części miasta. Skręciłam w główną ulicę. Kręciło się tu sporo ludzi. 
     Nagle spostrzegłam w tłumie znajomą twarz. Nie widziałam jej od kilku miesięcy. Nikt nie wiedział co się z nią stało. Podobno jej mama zachorowała i dziewczyna już nie wróciła do szkoły. 
     Clary Fray.

czwartek, 12 czerwca 2014

Prolog

Pamięć jak pustka

     Szłam pustą alejką. Wracałam właśnie z treningu koszykówki, słońce chwało się już za horyzontem. Zawsze kończyłam tak późno. Ciocia Diana uważała, że to nie jest odpowiedni sport dla mnie. Że "Siatkówka była by dla ciebie lepsza!". Tak jasne ciociu. A może ja po prostu uwielbiam grać w kosza? Szybki bieg z piłką, poruszanie się między zawodnikami. A nie stanie jak czubek pod siatką.
     Słońce już zaszło. Nawet nie zauważyłam. Ach ta moja melancholia.  

     Nagle usłyszałam odgłos zbliżających się masowo stóp.
     - Ej słonko! - jakiś śmiech z boku. Obróciłam się.

     Stało za mną pięciu czy sześciu mężczyzn, ubranych w czarne obdarte dżinsy i brudne koszule. Wyglądali jakby właśnie wyszli z jakiegoś rocowego koncertu i wdali się w bójkę. Może nawet byli pijani.
     Nie zamierzałam się zatrzymywać. Przyśpieszyłam. Jestem szybka, może mnie nie dogonią, pomyślałam.
Po chwili już bez zachamowań biegłam. Ale o dziwo nie usłyszałam żeby pobiegli za mną. Odetchnęłam i przystanęłam w jednym z zaułków. Kiedy oddech wrócił mi do normy, i chciałam już wracać, tuż przede mną pojawił się z nikąd jeden z tamtych mężczyzn.
     - Ładnie to tak uciekać? - zapytał z lubieżnym uśmiechem zbliżając się do mnie i niebezpiecznie zmniejszając odległość między mną a ścianą. - Patrzcie, jaka śliczna istotka spaceruje po zmroku. - zwrócił się do swoich kompanów którzy już do niego dołączyli.
     - Ostrzegam! - powiedziałam - Mam czarny pas karate!
     - Tak słonko, a ja jestem rycerzem w złotej zbroi, który zabierze cię do swojego zamku, na swoim białym, białym rumaku. - rzucił jeden z nich.
     - Nie martw się, chcemy cię tylko wyssać do sucha. - zamarłam.
     - Co przepraszam?
     - To co powiedziałem, słonko. Słyszałaś chyba o wampirach. - o cholera. Ci goście chyba serio za mocno się naćpali.
     - Och, biedni śmiertelnicy nic nie wiedzą. - zaczął przedrzeźniać ją jeden z nich. - Mam czarny pas karate i skopie tyłek Dziecku Nocy! - krzyknął wysokim głosikiem.
     Najbliższy podszedł do mnie i długim paznokciem przejechał po mojej szyi. Nie mogłam się ruszyć ze strachu.
     - Jaka gładka skóra. Mmmm. - zamruczał. - Musisz być pyszna. Takie nigdy nie potrafią walczyć.
     - Myślę, że ta by potrafiła. - odezwał się aksamitny, głęboki głos za nimi.
     Wtedy go zobaczyłam. Wyłonił się z cieni, jakby sam był jednym z nich. Jego srebrno-białe włosy spadały mu na twarz, a jego idealnie czarne oczy zahipnotyzowały mnie. Patrzył tylko na mnie.
     - Jak już powiedziałem; jestem pewien że by potrafiła,a już na pewno z takimi prostakami jak wy. - trzy wampiry rzuciły się na niego, a on z taką łatwością i błyskawiczną szybkością wyjął lśniące ostrze, że ledwo to zauważyłam. Po wampirach nie było śladu. - Ktoś jeszcze? - Chwila walki i nikt nie został. Zadrżałam.
     Zbliżył się do mnie.
     - I tak uważam, że byś sobie z nimi poradziła - rzekł uśmiechając się. - Jesteś silna.
     - Ale... - zaczęłam.
     - Ciiiii... - wziął mnie pod brodę i popatrzył w moje oczy swoimi oczami. Zatraciłam się w ich czerni.
     - Mam nadzieje, że to o księciu w złotej zbroi było tylko przenośnią... - mruknęłam pod nosem.
     Zaśmiał się.
     - Ja też. - powiedział. - Zwykle nie ratuje dam w opresji. Jestem złym chłopcem. - uśmiechnął się szelmowsko. - Szkoda tylko, że teraz musisz o wszystkim zapomnieć. - posmutniał.
     - Co, przecież...! - przeraziłam się. O czym on mówił?
     - Ciiii...- uciszył mnie ponownie. - To nie będzie boleć. - Zamknął oczy. Ja z nim, choć żałowałam, że nie mogę dalej widzieć ich czerni. Tylko jedna myśl została mi w głowie. Czemu zwykle nie ratujesz dam w opresji?
     Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy. Czy...? Nie. Co też ja właśnie myślałam? Aaa...Ciocia Diana. Jakim cudem przeszłam już taki kawał? Musiałam być bardzo zamyślona, pomyślałam. Za chwile miałam być w domu. Tylko, że miałam w sobie takie dziwne uczucie pustki...

Co tu znajdziecie?

Siemanko ;) !

Oto ja. Tak wiem, wiem wszyscy mnie znacie. No okey. Dla tych którzy jeszcze nie znają mojej osoby: Mam na imię Marianna, jednak wolę skrót Mari. Mam 14 lat i wielką obsesję na punkcie książek. Moją ulubioną serią są Dary Anioła Cassandry Clare. Boże, ja po prostu uwielbiam Cassie! Jest świetną pisarką i moim autorytetem jeśli chodzi o tworzenie słowa.
Tak więc. Postanowiłam w końcu założyć bloga. Tak, to mój pierwszy blog, i dlatego proszę o wyrozumiałość! Będę pisać fanfiction na podstawie DA. Wprowadzę, może jakieś nowe postacie, ale głównie chodzi mi o to, że ja będę główną bohaterką.
Jak zostałam Nocnym Łowcą? Tutaj wszystkiego się dowiecie. Dużo opisanych sytuacji bardzo mozliwe wydarzyło się naprawdę. Często nachodzą mnie wizje, czegoś do opisania, czegoś co mogło by się zdarzyć. Na przykład udoskonalonych wersji rzeczywistości. I to właśnie się tutaj pojawi. Postaram się wrzucać notki co mniej więcej tydzień... teraz będą wakacje, więc może, jak będzie mi się chciało myśleć trochę częściej ;)
To co gotowi? Zapraszam do czytania :)