niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział V

Powrót na stare mury

     Poczułam lekkie kołysanie i brak oparcia. Ktoś mnie niósł. Nie miałam siły patrzeć kto to. Było mi wszystko obojętne. Wciąż czułam słone łzy na policzkach, szorstki dotyk wykładziny na korytarzu Instytutu. Byłam bezsilna i nie obchodziło mnie już co się stanie. Straciłam kontrole nad własnym życiem. Z każdą odpowiedzią pojawiały się nowe pytania. Kiedyś zastanawiałam nad tym jak zdesperowani byli ludzie popełniający samobójstwa. Nie mogłam ich zrozumieć, ale teraz pojęłam. Teraz sama znalazłam się na krawędzi.
     Osoba która wcześniej podniosła mnie z ziemi położyła mnie na łóżku. Spod przymrużonych powiek zobaczyłam błysk noża leżącego na szafce. Prawdopodobnie osoba która mnie tu przyniosła nie miała złych zamiarów. Ale ja nie myślałam jasno w tej chwili.
     Chwyciłam broń i jednym ruchem podniosłam się z łóżka. Nie wiedziałam skąd nagle we mnie ta adrenalina, bo przed sekundą nie chciało mi się nawet myśleć. Odskoczyłam do tyłu zeskakując z łóżka. Przez sobą, po drugiej stronie mebla zobaczyłam chłopaka o intensywnie niebieskich oczach i włosach jak atrament. Alec.
     Wyciągnął ręce przed siebie i zbliżył się o krok. Cofnęłam się. Właściwie, to nie miałam pojęcia co zamierzam dalej zrobić. Widziałam w jego spojrzeniu zaskoczenie, podziw, współczucie. Nie zastanawiając się obróciłam ostrze i wbiłam je w siebie. Poprawka. Próbowałam wbić, bo broń odskoczyła ode mnie, tak, że ledwo utrzymałam ją w dłoniach. Spróbowałam jeszcze raz.
     Za trzecim razem już nawet nie chciałam się zranić. Patrzyłam w zdumieniu jak nóż przelatuje przez pokój i wbija się w drewnianą podłogę, tuż obok Jace'a, który właśnie otworzył drzwi.
     - Co tu się do cholery dzieje?! - chłopak trzymał w ręku serafickie ostrze, broń Nefilim. Patrząc na nie, zorientowałam się, że nóż który przed chwilą trzymałam w rękach również był seraficki. Widocznie Alec trzymał broń na wierzchu. Pff, Nocni Łowcy.
     Popatrzyłam dookoła i dopiero teraz zauważyłam, że klęczę na kolanach z rękami wyciągniętymi przed siebie. Na mojej twarzy nadal malował się szok. Była zdezorientowana.
     - Na Anioła, Lenny! Nic ci się nie stało? - Clary, która właśnie przedostała się pod ramieniem Jace'a, popędziła w moją stronę.
     Dopadła mnie, odpychając Aleca i biorąc mnie w ramiona. Byłam kompletnie zaskoczona tym gestem. To było takie... siostrzane. Pozwoliłam by choć trochę ukoiła mój ból i smutek. Rozpłakałam się. Płakałam jak dziecko. Łzy znów płynęły po mojej piegowatej twarzy. Chciałam przestać myśleć i zapomnieć o dręczących mnie pytaniach.
     Moje karmelowo-złote włosy mieszały się z jej wściekle rudymi lokami. Fakt, gdyby ktoś na ulicy spotkał nas razem mógłby nawet wziąć nas za siostry. Mimo, że byłam młodsza o kilka miesięcy, przewyższałam wzrostem Clary. Niewiele, ale jednak widocznie. Obie byłyśmy blade i piegowate. A i oczy, Clary idealnie, szmaragdowozielone, a moje z odcieniem turkusu. Tylko włosy robiły największą różnice. Moje loki były gładkie, spływały falami, a ona miała burze małych czerwonych loczków.
     Poczułam się trochę lepiej. Odsunęłam się od niej trochę i wytarłam mokre policzki. Rozejrzałam się po pokoju. Poza wyciągniętymi ciuchami i różnymi innymi rzeczami, nie zauważyłam nic. No fakt, nie była to zwyczajna jaskinia nastolatka. Co prawda leżały tu pudełka po chińskim jedzeniu i takie tam, ale idę o zakład, że tylko Nefilim i seryjni mordercy mają broń (najróżniejszych gatunków) porozrzucaną po całym pokoju. I najdziwniejszy był brak obecności chłopców. Gdzie oni się podziali?
     - Poprosiłam ich, żeby zostawili nas same. - powiedziała Clary, jakby przeczuwając co myślę.
     Uśmiechnęła się, próbując dodać mi otuchy. Odbudowywała mury starej znajomości i świetnie jej się to udawało. Wiedziałam, że mogę jej zaufać. Bo to była ona. Zresztą, przecież przeżyła to co ja, prawda?
     - Wiem jak ci jest trudno. - zaczęła.- Są rzeczy w które ciężko uwierzyć, a jeszcze trudnej zrozumieć. Ale to właśnie jedna z nich. Musisz wiedzieć jak dużo znaczysz. Ile znaczy każdy z nas. I że mimo wszystko jesteś nam potrzebna.
     Westchnęłam. Moje życie wywróciło się do góry nogami i nie miałam nad tym kontroli. Diana powiedziała: "Nie zatrzymam ciebie i twojego przeznaczenia." Miała rację. Ani ona, ani ktokolwiek inny. Nawet ja.
     - Czyli... co się stało? Po tym wybuchu. W moim domu. - po raz pierwszy od powrotu do Instytutu starałam się zachować zimną krew.
     - Wybuch spowodowały demony, z gatunku: małe, złośliwe i zachodzą za skórę. Takie zwykle służą Wielkim Demonom lub Czarnoksiężnikom. Ale przypuszczamy, że to i tak był Sebastian. Jace pozbył się ich zanim zniszczyły cały dom. Mówił, że twoja ciotka się ucieszyła. Podobno twierdziła, że i tak miała zamiar zrobić remont. - Mimo wszystko zaczęłam chichotać. Jace pewnie żartował, ale znając Dianę... cóż powiedzmy, że to było bardzo możliwe.
     - A więc jaki werdykt? - spytałam. Clary spojrzała na mnie pytająco. - Kim jestem?
     - Jesteś wspaniałą nastolatką z Brooklynu. - uśmiechnęła się, a ja spojrzałam na nią spode łba. - Jesteś jedną z nas. Jesteś Nocnym Łowcą.

 ***

     Clary miała rację. Byłam Nocną Łowczynią. Zew broni był dla mnie nie do odparcia. Dziwne, że dopiero teraz to czułam, chociaż... nigdy nie przebywałam w pomieszczeniu tak obwieszonym bronią. Pokój Aleca się przy tym chował. To miejsce było wprost stworzone do ćwiczeń!
     Dopiero tutaj, w zbrojowni, zaczynałam rozumieć Nefilim. Krew anioła wzywała. Trzymanie broni na szafce było naturalnym odruchem choć i tak żaden demon nie zaatakowałby Instytutu.
     Chwyciłam sztylet znajdujący się najbliżej mnie i zaczęłam ćwiczyć rzuty. Na początku szło mi słabo, ale już po kilku próbach trafiłam w środek tarczy. I znowu, i znowu. Obróciłam się, wzięłam zamach i agresywnie zaatakowałam drewniane kukły. Patrzyłam jak roznoszę je na strzępy. Pozwoliłam zdać się na instynkt. Włożyłam w to całą pasję i zatraciłam się w maltretowaniu manekinów. W końcu zrobiłam sobie przerwę by otrząsnąć się, jak z transu. Clary tylko stała i patrzyła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie, aż ona się odezwała.
     - Hmm, widać, że walka to twój żywioł. Chcesz poćwiczyć ze mną? - pokiwałam głową.
     Moja przyjaciółka, ośmieliłam się odnowić ten zwrot, obróciła się i... i znów się obróciła, mierząc mnie wzrokiem.
     - Chyba najpierw musisz się przebrać. Zresztą ja też. - spojrzałam na siebie. Byłam w czarnej koszuli i majtkach. Taaa, najlepszy strój to zabijania drewnianych kukieł, nie ma co. - Właściwie... to skąd masz tę koszulę? - zatkało mnie. Przypomniały mi się słowa Jonathana. "A moją koszulę możesz zatrzymać." Nie, błagam, nie mogę teraz o nim myśleć. Nawet nie jestem pewna czy to był on! Nie mogłam, nie chciałam im o tym powiedzieć. Ja...
     - ... znalazłam ją u mnie w pokoju - odparłam zgodnie z prawdą. Clary przymrużyła oczy, ale nic nie powiedziała. 
     Podeszła do kufra w rogu sali i wyjęła z niego czarny, skórzany strój. Podała mi go. Był sztywny i równocześnie tak dobrze dopasowany, że mogłabym robić w nim wszystko. Śliski dotyk i zapach skóry działały na mnie kojąco. 
     - Słuchaj Clary... - zaczęłam. - Nie mam tutaj żadnych ciuchów i chciałam się zapytać, czy mogłabyś mi coś pożyczyć? 
     - Jasne! Chodź, pójdziemy do mojego pokoju, przebierzemy się i zobaczymy co da się zrobić. Trening może poczekać. - wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Gdy doszłyśmy do jej drzwi wyjęła metalową rurkę i zaczęła nią kreślić wzory na drewnie.
     - Co to? - spytałam.
     - To stela. Do rysowania runów. - nacisnęła klamkę.
     Pokój nie wydawał nie zamieszkany. Wyglądał prawie tak jak mój. Było tu parę drobiazgów, ale nic oprócz tego. Spojrzałam na dziewczynę.
     - Spokojnie. To taki mój schron. Normalnie mieszkam z Lukiem i mamą, ale tu mam swoje rzeczy gdy przychodzę do Instytutu. - podeszła do dużej szafy i otworzyła ją. Moim oczom ukazała się całkiem nie mała kolekcja ubrań. - Wybierz sobie coś. - zachęciła mnie Clary.
     - Serio? Mogę sobie coś wybrać? Tak po porostu? - zaśmiałam się, a ona mi zawtórowała.
     - Jasne, że tak, przecież to żaden problem. Musisz mieć w co się ubrać. Wybierz sobie coś a potem leć pod prysznic.
     Postanowiłam skorzystać z jej propozycji i gdy skompletowałam swoją szafę, schowałam się w łazience biorą ze sobą strój bojowy. Rozebrałam się i weszłam pod strumień wody. Stojąc w mgiełce wywołanej przez ciepłą parę zastanawiałam się co było powodem zachowania Clary. I dopiero teraz zorientowałam się, że ona, przez cały ten czas nawet nie zapytała się o to co się stało u Aleca. To było niepokojące, ale jednocześnie byłam jej wdzięczna, że nie nalegała na mnie.
     Wyszłam spod wody i osuszyłam się ręcznikiem. Następnie włożyłam stój bojowy. Był na mnie idealny, przylegał do ciała i wyszczuplał mnie. Poczułam się pewniej.
     Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Clary siedzącą na łóżku. Wydawała się zamyślona.
     - Dlaczego to robisz? - spytałam, a ona popatrzyła na mnie.
     - Co robię?
     - To wszystko. Pomagasz mi, pocieszasz mnie, opiekujesz się mną. Mówicie, że jestem Nocnym Łowcą. Możliwe, ale czy Łowca nie powinien być silny? Ja nie wykazałam się siłą. Płaczę, czuję się zagubiona, chce... chciałam się stąd wydostać. To nie jest oznaka siły.
     - Postawiłaś na swoim, wtedy w bibliotece. I jestem pewna, że zrobiłabyś to znowu. To jest siła. Przekonałaś ich by pozwolili ci pójść. Po za tym, przypominasz mi mnie. Też trafiłaś tutaj nagle, wciągnięta przez nie twoją wojnę. Chcesz poznać moją historię? Trafiłam tutaj, ponieważ zobaczyłam jak Jace, Alec i Isabelle zabiją demona. Nie powinnam tego zobaczyć, ponieważ byłam Przyziemną, zwykłym człowiekiem. Przynajmniej wtedy. Matka zabierała mi wspomnienia, poprosiła Magnusa by założył blokadę w mojej głowie. Bo byłam Nocną Łowczynią. Wciągnięta nagle w rzeczywistość do której okazałam się przynależeć miałam jeden cel. Dowiedzieć się co się stało z mamą i kim tak naprawdę jestem. Valentine ją porwał, bo była jego żoną. Jak myślisz, jak to jest się dowiedzieć, że masz ojca który jest potworem? A ja na dodatek zakochałam się w Jace... ojciec wmówił nam, że jesteśmy rodzeństwem. Ale jak w to uwierzyć? Czułam się jakbym była nienormalna, jakby coś było ze mną nie tak. Przez te wszystkie wydarzenia i ludzi, stałam się częścią tego świata. Zrozumiałam, że to tu należę. Nie ustałam też w walce z ojcem. Ta walka się opłaciła. Mogłam być z Jacem. Nie był moim bratem, ponieważ był nim ktoś inny. I kiedy nad jeziorem Lynn w Idrisie zobaczyłam go martwego... To było nie do wyobrażenia. Stracić to, co dopiero się odzyskało. I gdy dostałam od Anioła życzenie, poprosiłam o niego. Naruszyłam tym wszystkie prawa, ale zrobiłabym to jeszcze raz, bo dzięki miłości do niego odnalazłam swoje miejsce.
     Nie powiedzieliśmy wtedy nikomu o jego śmierci i to się na nas odbiło. Lilith, Wielka Matka, ożywiła Sebastiana, którego Jace zabił w Idrisie. Ożywiła mojego brata. On jest pół-demonem, pół-Nefilim, przez eksperymenty Valentina. Lilith przez to, że po zmartwychwstaniu Jace'a Cisi Bracia nie nałożyli na niego czarów ochronnych, mogła wkraść się i przejąć jego umysł co też zrobiła. Zastawiła pułapkę na nas wszystkich. Wykorzystując mnie i Simona wskrzesiła Sebastiana i przywiązała go do Jace'a. Gdy obaj zniknęli, ja pozostałam tracąc zmysły. Myślałam, że jest martwy! A gdy się pojawił... wiedziałam, że się zmienił, przez tę więź. Jace którego znałam nie mógłby przebywać w jednym pokoju z Sebastianem. Bałam się go, ale mimo wszystko przekroczyłam granicę złej strony, bo wiedziałam, że chce o niego walczyć. Clave by się poddało, skazaliby go na niepowodzenie. Ale ja wciąż miałam nadzieje. Chciałam udowodnić, że on nie jest stracony.
     Patrzyłam na nią ze zdumieniem. Wylewała z siebie słowa, uczucia. Czułam się jakby przekazywała mi coś intymnego. Była taka odważna, pomyślałam. Mimo wszystko chciała ratować matkę, Jace'a, skupiona na swoim celu. Wytrwała. To było godne podziwu.
     - Lenny? Mogę ci zaufać? Czy mogę ci powiedzieć coś, czego nikomu jeszcze nie zdradziłam? - pokiwałam głową, na niemy znak zgody. - Wtedy, gdy byłam z Jacem i Sebastianem, mój brat wysłał go przodem by to on najpierw spotkał się z Nefilim którzy go popierali. Zostaliśmy sami. Sebastian odkrył, że go zdradzam i komunikuje się z Simonem. A potem... próbował mnie zgwałcić. Nawet nie wiedziałam, że jest aż tak szalony. Jocelyn mówi, że on nie potrafi odczuwać żadnych emocji. Jednak na pewno czuje pożądanie. Pożąda mnie. To przerażające. Nie mówiłam o tym nikomu, ale Jace się domyśla. On zna tylko część prawdy. Jesteś pierwszą osobą której o tym mówię.
     Wyciągnęłam rękę i objęłam ją. Przytulałam ją tak, jak ona wcześniej mnie. Nie chciałam nic mówić, bo słowa pewnie by mnie zawiodły. Niewiele mogłam zrobić, ale chciałam jej pomóc. Dużo przeżyła. Uświadomiłam sobie, że byłam pierwszą osobą ze starego otoczenia której może się zwierzyć. Stara, przyziemna część Clary też domagała się zrozumienia. A ja mogłam jej to dać.
     Poczułam wstyd na myśl, że tak łatwo dałam się ponieść moim lękom. Siedziałam i użalałam się nad sobą, podczas gdy oni potrzebowali pomocy. Każdej pomocy. Kimkolwiek był Sebastian musiałam go powstrzymać. Clary sobie na to zasłużyła.
 ____________________________________
*HEEEEEJ*
 Bardzo was przepraszam, że rozdział tak długo się nie pokazywał. Zdarzyła mi się najgorsza rzecz jak może przydarzyć się artyście; brak weny. Tak właśnie było. Tak więc nie oceniajcie mnie za jakość tego rozdziału bo wiem, że może być kiepsko. Nie powstrzymujcie się za to z oceną pozostałości i przypominam, że możecie zostawiać swoją opnie również za pomocą KWADRACIKÓW Z OCENAMI! *ten caps... musiałam xD* 
A i jeszcze cytat na dziś! 
"- Czy wy nie... eee... - Clary szukała odpowiedniego słowa. - Nie rozmnażacie się? [...]
- Oczywiście, że się rozmnażamy - powiedział spokojnie. - To jedno z naszych ulubionych zajęć."
<3 <3 <3 XD Dzięki wszystkim za przeczytanie i...A zapomniałabym CHAMSKA REKLAMA!
Moja Parabatai założyła bloga i serdecznie was na niego zapraszam! 

Historia Nocnej Łowczyni
Serdecznie zapraszam! A i tym razem naprawdę życzcie mi weny!
~ Wasza Shadow :*
       
        
       A I JESZCE JEDNO! BYŁO WAS TU JUŻ 2000! KOCHAM WAS! <3 <3 <3 DZIĘKUJE!